Dziś dwa słowa o tym, co w gruncie rzeczy jest najważniejsze w mojej pracy, czyli o relacji z pacjentem. Chociaż pracuję w lecznicy, to moja praca ma inny charakter niż praca lekarza weterynarii. To oczywiście… dość oczywiste stwierdzenie, ale mam tu na myśli rodzaj relacji, jakie budujemy z pacjentem. Lekarz ma za zadanie zdiagnozować i wyleczyć, a nawiązanie głębokiej przyjacielskiej więzi nie jest do tego konieczne. Dobry weterynarz powinien oczywiście rozumieć zachowania zwierząt, a swoją mową ciała starać się zminimalizować stres pacjenta. Jednak stres w czasie jednej lub kilku wizyt nie wpływa raczej na efekty leczenia (no, chyba, że pacjent jest neurotycznym kotem!)
Specyfika pracy zoofizjoterapeuty jest zupełnie inna. Pierwsze badanie na potrzeby fizjoterapii zwykle przyjemne nie jest, bo musimy ustalić, gdzie boli. Później jednak powinno być już tylko przyjemnie. Rehabilitacja nigdy nie kończy się na jednej, czy dwóch sesjach – mówimy tu o kilku tygodniach, czy nawet miesiącach regularnych spotkań. Aby terapia była efektywna, pacjent musi być na tyle odstresowany, by rozluźnić mięśnie podczas masażu, albo skupić się na wykonywanych ćwiczeniach.
Pacjenci oczywiście bywają różni i różnie wygląda budowanie zaufania. Staram się wciąż zdobywać wiedzę o komunikacji w świecie zwierząt (co zresztą polecam każdemu, kto ze zwierzętami ma do czynienia) i samej tak używać języka ciała, by moi pacjenci nie czuli się zagrożeni. To ważne, szczególnie na początku, gdy zwierzę nie wie, kto i po co dotyka je w bolesnych miejscach.
Największą nagrodą jest zbudowanie z pacjentem bliskiej relacji, opartej na wzajemnej sympatii i szacunku.